RODZINNA GEHENNA
PORODZINNA GEHENNAG
MOJA RODZINNA GEHENNA ODKĄD PAMIĘTAM ROZPOCZĘŁA SIĘ BĘDĄC W 2 KLASIE SZKOŁY PODSTAWOWEJ.ZACZĘŁO SIĘ OD MOJEGO OJCA,KTÓRY PRACOWAŁ CHAŁUPNICZO W DOMU SPAWAJĄC WORECZKI ŚNIADANIOWE NA MASZYNIE,A ZACZĘŁO SIĘ TAK:OJCIEC CO 10 KAŻDEGO MIESIĄCA OTRZYMYWAŁ PENSJE Z ZAKŁADU PRACY ZA PRZPRACOWANY MIESIĄC,MATKA PRZYCHODZĄC PO PRACY DO DOMU POD WIECZÓR SZŁA DO KUCHNI PROSZĄC OJCA O DANIE JEGO WYPŁATY,OWSZEM OJCIEC DAWAŁ ALE NIE CAŁĄ,CO JĄ BARDZO ROZWŚCIECZAŁO I ZACZYNAŁA OJCA BIĆ PO TWARZY KILKANAŚCIE RAZY,CAŁA TWARZ ROBIŁA SIĘ CZERWONA.JA NA TO NIE MOGŁAM PATRZEĆ,UCIEKAŁAM DO POKOJU I PŁAKAŁAM BO CÓŻ MOGŁAM ZROBIĆ JAK BYŁAM ZA MAŁA.GDY JUŻ SIĘ ROZPRAWIŁA Z OJCEM PRZYCHODZIŁA DO POKOJU I ODRABIALIŚMY LEKCJE.LEKCJE Z NIĄ BYŁY DLA MNIE WIELKĄ UDRĘKĄ,GDYŻ MATKA MOJA STOSOWAŁA PRZEMOC WOBEC MNIE,CZEGOŚ NIE UMIAŁAM,BADŻ ŻLE PRZECZYTAŁAM ZACZĘŁA MNIE BIĆ PO TWARZY,WYRYWAĆ Z GŁOWY WŁOSY,JA PŁAKAŁAM,WEMNIE WTEDY SIĘ WSZYSTKO GOTOWAŁO ALE NIE MOGŁAM NIC ZROBIĆ,WTEDY MOŻNA BYŁO BIĆ DZIECI NIE TAK JAK TERAZ.OJCA LUBIŁAM GDYŻ DAWAŁ MNIE CIEPŁO,POCZUCIE BEZPIECZEŃSTWA W PRZECIWIEŃSTWIE DO MATKI DLA KTÓREJ LICZYŁA SIE TYLKO WŁADZA DOMOWA TYRANIA BO BYŁA KIEROWNICZKĄ DZIAŁU I WSPÓŁPRACOWNICY MUSIELI JEJ SŁUCHAC TO CAŁA SWĄ AGRESJĘ PÓŻNIEJ WYŁADOWYWAŁA W DOMU NA DOMOWNIKACH.PEWNIEGO DNIA 10 MIESIĄCA PRZYSZŁA DO OJCA PO WYPŁATĘ,OJCIEC NIE DAŁ JEJ WSZYSTKIEGO TO ZACZĘŁA BIĆ,TATO NIE WYTRZYMAŁ JAK JĄ ZDZIELIŁ TA WYLĄDOWAŁA NA TAPCZANIE ZALEWAJĄC SIĘ KRWIĄ,OD TEGO MOMEMTU AWANTURY USTAŁY,W KOŃCU OJCIEC SIE JEJ POSTAWIŁ.SYTUACJA TA ZSZARPAŁA OJCU NERWY ZACZĄŁ ZAGLĄDAĆ DO KIELISZKA I ZNOWU GEHENNA OD NOWA.MATKA WIDZĄC,ŻE OJCIEC WRACA DO DOMU PIJANY ZACZĘŁA MU TŁUMACZYĆ,BIĆ A Z CZASEM NIE WPUSZCZAŁA GO DO DOMU,A JA BYŁAM ZA MAŁA ŻEBY MÓC OTWORZYĆ OJCU DRZWI,NABAWIŁ SIĘ PRZEZ TO ODCISKÓW NA PALCACH,A JA CÓŻ TYLKO PŁAKAŁAM BYLAM BEZSILNA,ALE STAŁAM MUREM ZA OJCEM,PONIEWAŻ TO OJCIEC DAŁ MNIE TROCHĘ CIEPŁA I BESZPIECZEŃSTWO,TO ON MNIE ZABIERAŁ NA SPACERY,DO FILHARMONII NA KONCETY A MATKA NIGDY BO MNIE SIĘ WSTYDZIŁA.MATKA PRACOWAŁA W DWOCH ZAKŁADACH PRACY JAKO RADCA PRAWNY,MIAŁA NA TAMTE CZASY KASY JAK LODU MAŁO TEGO POBIERAŁA CAŁA EMERYTURĘ SWOJEJ MATKI PLUS WYPŁATĘ OJCA,WIĘC CO ROBILA Z TAKĄ KASĄ,OWSZEM GŁODNI NIE CHODZILIŚMY,UBRANI RÓWNIEŻ,ALE O CO POPROSIŁAM MATKĘ ŻEBY MNIE DAŁA KASĘ BĄDŻ SAMA KUPIŁA COŚ DLA MNIE TO NIE.MOJE KOLEŻANKI MIAŁY WSZYSTKO O CO POPROSILI SWOICH RODZICÓW JA NIE MIAŁAM NIC W SENSIE CHODZI MNIE O ZABAWKI.POPROSIŁAM ZEBY MNIE KUPIŁA WÓZEK DLA LALEK I LALKĘ TO NIE MÓWIŁA,ŻE NIE MA KASY,WIĘC MUSIAŁAM POŻYCZAĆ ZABAWKI OD KOLEŻANEK I NIMI SIĘ BAWIĆ.JEDYNIE CO MATCE ZAWDZIĘCZAM TO MIŁÓŚĆ DO GÓR,NIE MOGĘ POWIEDZIEĆ JAK PRZYCHODZIŁY WAKACJE MATKA BRAŁA URLOP I JEŻDZILIŚMY W GÓRY PO KTÓRYCH ŁAZILIŚMY CAŁYMI DNIAMI,MATKA WSZCZEPIŁA WE MNIE MIŁOŚC DO GÓR.NA MIEJSCE KIEDY PRZYJEŻDŻALYŚMY WÓWCZAS ODDAWAŁA MNIE SWOJĄ KASĘ ŻEBYM JA MOGŁA NIĄ RZĄDZIĆ,ALE TO TYLKO NA CZAS WAKACJI,PO PRZYJEŻDZIE DO DOMU Z URLOPU GEHENNA NAUKI ZACZYNAŁA SIĘ OD NOWA PRZEZ CAŁĄ SZKOŁĘ PODSTAWOWĄ.PORAZ DRUGI KIEDY OD MATKI OTRZYMYWAŁAM KASĘ TO BYŁO JAK SIE ROZPOCZYNAŁ NOWY ROK SZKOLNY NA ZAKUP PODRĘCZNIKÓW,TORNISTRA,PIÓRNIKA I INNYCH ARTYKUŁÓW SZKOLNYCH.ZAWSZE MIAŁAM NAJLADNIEJSZE RZECZY SZKOLNE INNI MNIE ZAZDROŚCILI I NA TYM KASA SIĘ KOŃCZYŁA.MIAŁAM DOŚC NAUKI Z MATKĄ I BYŁAM WYCZERPANA I ZMĘCZONA INNI DAWNO O 22 JUZ SPALI A MNIE MATKA MĘCZYŁA DO 1 W NOCY,TYLKO 5 GODZIN SNU WIĘC JAK MIAŁAM ZAPAMIĘTAĆ TO CO W SZKOLE NAUCZYCIELE MÓWILI.PRZEMĘCZONA Z NIEWYSPANIA,ZBAWIENIEM BYŁA SOBOTA BO TO OSTATNI DZIEŃ LEKCJI W SZKOLE,NIEDZIELA WOLNA WTEDY MOGŁAM ODPOCZĄĆ I Z NOWYMI SIŁAMI W PONIEDZIAŁEK IŚC DO SZKOŁY.TRWAŁO TO DO KLASY PIĄTEJ SZKOŁY PODSTAWOWEJ,W SZÓSTEJ KLASIE POWIEDZIAŁAM,ZE BĘDĘ UCZYŁA SIĘ SAMA (NAWIASEM MÓWIĄC NIE CHCIAŁO MNIE SIĘ UCZYĆ,WIĘC ZROBIŁAM SOBIE PRZERWĘ OD NAUKI W SENSIE CHODZIŁAM,ALE NIE BARDZO SIĘ PRZYKŁADAŁAM CO ZAOWOCOWAŁO POWTÓRKĄ SZÓSTEJ KLASY).MATKA WTEDY SIĘ WŚCIEKŁA,KAZAŁA OJCU MNIE ZBIĆ ZA TO,ŻE NIE ZOSTAŁAM DOPUSZCZONA DO SIÓDMEJ KLASY.PO WAKACJACH WRÓCIŁA ZE MNA DO NAUCZANIA JAKIE WCZEŚNIEJ STOSOWAŁA.TYM RAZEM JEJ SIĘ NIE UDAŁO,GDYŻ NATRAWIŁA NA TAKĄ NAUCZYCIELKĘ UPARTĄ,KTÓRA SAMA NIE UMIAŁA WYKŁADANEGO PRZEDMIOTU,A MNIE ZARZUCAŁA,ŻE POWINNAM SIĘ ZNALEŻC W SZKOLE SPECJALNEJ BO NIE POJMUJE TEMATU ZOSTAWIAJĄC MNIE JESZCZE 2 RAZY W KLASIE SZÓSTEJ CO NIE BYŁO MOJĄ WINĄ.tA KOBIETA ZNISZCZYŁA MNIE TRZY LATA Z ŻYCIA.W KOŃCY,GDY SKOŃCZYŁAM SZKOŁĘ PODSTAWOWĄ MOGŁAM ODETCHNĄĆ Z ULGĄ.MATKA WTEDY PRZESTAŁA SIE WTRĄCAĆ DO MEGO PRAWIE DOROSŁEGO ŻYCIA.MIAŁAM PÓŁROCZNĄ PRZERWĘ,PÓŻNIEJ POSZŁAM DO LICEUM OGOLNOKSZTALCĄCEGO DLA PRACUJĄCYCH.TAM DO MOJEJ NAUKI MATKA ANI OJCIEC SIĘ NIE WTRĄCALI,SAMA SIĘ UCZYŁAM I PRZECHODZIŁAM Z KLASY DO KLASY.UCZNIOWIE BYLI SUPER,NIKT MNIE NIE DOKUCZAŁ,MOGŁABYM TAK CHODZIĆ Z 10 LAT,ALE WIADOMO WSZYSTKO CO DOBRE SZYBKO SIĘ KOŃCZY.
ROZDZIAŁ II
PO UKOŃCZENIU SZKOŁY ŚREDNIEJ ZROBIŁAM SOBIE ROK PRZERWY,ŻEBY COŚ ROBIĆ CHODZIŁAM DO OŚRODKA AKADEMICKIEGO DZIAŁAJĄCEGO PRZY KOŚCIELE OICÓW JEZUITÓW,TAM PODCZAS Z JEDNYCH TAKICH SPOTKAŃ DOSTAŁAM POWOŁANIE DO KLASZTORU,O CZYM POINFORMOWAŁAM OJCA,KTÓRY PROWADZIŁ NASZĄ GRUPĘ,KTÓRY POMÓGŁ MNIE ZNALEŻĆ KLASZTOR ŚW.ELŻBIETY W NYSIE.NIE ZASTANAWIAJĄC SIĘ DŁUŻEJ POJECHAŁAM DO TEGOŻ KLASZTORU.PRZYJĘŁA MNIE W ZASTĘPSTWIE MATKI PRZEŁOŻONEJ SIOSTRA ZAKONNA CZĘSTUJĄC OBIADEM,ROZMAWIALIŚMY O MOIM POWOŁANIU,SIOSTRA DAŁA MNIE TYDZIEŃ NA ZASTANOWIENIE SIĘ,GDYŻ TO NIE JEST ŁATWA DROGA.BYŁ ROK 1978,GDY PO TYGODNIU PONOWNIE PRZYJECHAŁAM DO KLASZTORU,PRZYJĘLI MNIE Z OTWARTYMI RAMIONAMI I SERDECZNIE.W TEN SPOSÓB ZOSTAŁAM POSTULANTKĄ(OKRES PRÓBNY)TRZY LATA.ZACZĘŁAM POSTULAT W KLASZTORZE ŚW.ELŻBIETY W NYSIEPOZNAŁAM TAM INNE POSTULANTKI JAK RÓWNIEŻ MIŁE SIOSTRY ZAKONNE.SZCZEGÓLNIE Z JEDNĄ SIOSTRĄ BOŻENKĄ,KTÓRA MNIE WE WSZYSTKIM POMAGAŁA,A RAZEM PRACOWAŁYŚMY NA KUCHNI OPRÓCZ INNYCH POSTULANTEK I SIÓSTR ZAKONNYCH.PRACA BYŁA CIĘŻKA,GOTOWALIŚMY PRZY TYM MODLILIŚMY SIĘ ORAZ ROZDAWAŁYŚMY OBIADY W REFLEKTARZU DLA CALEJ GRUPY ZAKONNEJ.PÓZNIEJ MODLITWA W KAPLICY,ORAZ ZAJĘCIA CZYTANIU O BOGU W SALCE ZAKONNEJ. PO TYGODNIU PRZYJECHAŁA PRZEŁOŻONA KLASZTORU W CELU BLIŻSZEGO POZNANIA.ZAPROWADZIŁA MNIE DO SWEGO POKOJU TAM DOKONALIŚMY FORMALNOŚCI I ZOSTAŁAM JUŻ OFICJALNIE PRZYJĘTA W POCZET POSTULANTEK KLASZTORU.ZACZĘŁO SIĘ TAK MOJE JAKBY "DRUGIE ŻYCIE" TYLKO TROCHĘ INACZEJ NIŻ POPRZEDNIE. TERAZ ZACZĘŁAM BACZNIE PRZYGLĄDAĆ SIĘ MOJEJ GRUPIE ZAKONNEJ I NAWET MIAŁAM CIEKAWE SPOSTRZEŻĘNIA DLA KTÓRYCH JEDNAK NIE WARTO POŚWIĘCAĆ CZASU.PO PIERWSZE SIOSTRY ZAKONNE PIĘKNIE WYGLĄDAJĄ NA ZEWNĄTRZ A W ŚRODKU ZUPEŁNIE INACZEJ SIĘ ZACHOWUJĄ WZGLĘDEM DRUGIEGO CZŁOWIEKA.GDY SIĘ MÓWI,ZE CHCE SIĘ NAPISAĆ LIST,OWSZEM MOŻNA,ALE LIST MUSI PRZEJŚĆ PRZEZ RĘCE MATKI PRZEŁOŻONEJ (PRAWIE JAK W WIĘZIENIU),TAK SAMO JAK PROSISZ O WYJŚCIE NA SPACER BADŻ GDY JEDZIESZ Z SIOSTRĄ ZAKONNĄ PO ZAKUPY,MASZ PIENIĄDZE,ALE O WSZYSTKIM CO KUPUJESZ MUSI WIEDZIEĆ MATKA PRZEŁOŻONA.CZARĘ GORYCZY PRZELAŁA SYTUACJA DOŚĆ NIE TYPOWA,ZAUWAŻYŁAM,ŻE KSIĄDZ,KTÓRY SPOWIADAŁ SIOSTRY ZAKONNE POWTARZA GRZECHY ZAKONNIC MATCE PRZEŁOŻONEJ I TO WYSTARCZYŁO ŻEBYM SZYBKO PODJĘŁA DECYZJĘ O ODEJŚCIU Z ZAKONU.PRZYJĘCHAŁ DO KLASZTORU MÓJ OJCIEC,ROZMAWIAŁ Z MATKĄ PRZEŁOŻONĄ,KTÓRA MU POWIEDZIAŁA,IŻ SIĘ NA ZAKONNICĘ NIE NADAJĘ.W TEN SPOSÓB PODZIĘKOWAŁAM ZA WSZYSTKO I WRÓCIŁAM DO OPOLA,ROZSTAŁAM SIĘ Z KLASZTOREM I ŻYCIEM ZAKONNYM NA ZAWSZE.MOJE ŻYCIE ZAKONNE TRWAŁO MIESIĄC.
ROZDZIAŁ III
PO POWROCIE DO DOMU ZACZĘŁAM ROZGLĄDAĆ SIĘ ZA PRACĄ,CHODZĄC NADAL DO OŚRODKA AKADEMICKIEGO WIECZORAMI,NA JEDNYM TAKIM SPOTKANIU POZNAŁAM PRZYSTOJNEGO I WYKSZTAŁCONEGO FACETA,PRZEDTEM GO NIGDY NIE WIDZIAŁAM,JAKBY BYŁ TU PORAZ PIERWSZY I ODRAZU WPADŁ MNIE W OKO.ZACZĘLIŚMY ROZMAWIAĆ,A ŻE PORA BYŁA PÓŻNA POPROSIŁAM GO ABY PRZYSZEDŁ NA SPOTKANIE W NASTĘPNY WTOREK CZYLI 27.O2.1979R.POŻEGNAŁAM SIĘ Z NIM I POSZŁAM DO DOMU.W MIĘDZY CZASIE ZNALAZŁAM SOBIE PRACĘ W KSIĘGARNI.NIE PRACOWAŁAM TAM DŁUGO JEDYNIE MIESIĄC,PÓŻNIEJ ODESZŁAM DO PRACY W URZĘDZIE TELEKOMUNIKACYJNYM NA POCZCIE JAKO MASZYNISTKA.NADSZEDL UPRAGNIONY WTOREK 27.02.1979R.POSZŁAM WIECZOREM DO OŚRODKA Z MYŚLĄ,ŻE TEN FACET PRZYJDZIE,NIE MYLIŁAM SIĘ.NA SPOKOJNIE PRZEDSTAWIŁ MNIE SIĘ,NAZYWA SIĘ HENRYK,JEST NA OSTATNIM ROKU BIBLIOTEKOZNASTWA,POCHODZI Z BIAŁEGOSTOCKIEGO,KONKRETNIE Z JUCHNOWCA I MA 22 LATA.POMYŚLAŁAM,ZE TO FACET DLA MNIE I JESZCZE TEGO SAMEGO WIECZORU ZAMIAST ON MNIE JA JEMU OŚWIADCZYŁAM SIĘ I W TEN SPOSÓB ZOSTALIŚMY PARĄ.PO SPOTKANIU ODPROWADZIŁ MNIE DO DOMU,POŻEGNALIŚMY SIĘ I ÓMÓWILIŚMY SIĘ NA NIEDZIELE W KARCZMIE SŁUPSKIEJ-RESTAURACJI.GDY NADESZŁA NIEDZIELA GODZINA 15 JEGO POD RESTAURACJĄ NIE BYŁO,WIĘC WESZŁAM SAMA PIJĄC HERBATĘ CZEKAŁAM KIEDY WEJDZIE.PO DŁUGIM OCZEKIWANIU WYSZŁAM Z RESTAURACJI NATYKAJĄC SIE NA NIEGO,TŁUMACZYŁ SIĘ,IŻ NIE ZNA DOBRZE MIASTA I NIE UMIAŁ TRAFIĆ POD WSKAZANY ADRES,WESZLIŚMY Z POWROTEM I ZACZAŁ OPOWIADAĆ O SOBIE;JEST BIEDNYM STUDENCIAKIEM BIBLIOTEKOZNAWSTWA NA OSTATNIM ROKU I BĘDZIE PISAŁ PRACĘ MAGISTERSKĄ.OCZYWIŚCIE ZAPROPONOWAŁAM MU POMOC W PISANIU PRACY,PRZYJĄŁ JĄ Z OCHOTĄ,WIĘC ZACZĘŁAM JĄ PISAĆ,GDYŻ ZOSTAŁO MU MAŁO CZASU DO OBRONY WZIĘŁAM SIE ZA PISANIE.PISANIE POSZŁO MNIE W MIARĘ SZYBKO.gDY PRACA BYŁA JUŻ NAPISANA ODDAŁ JĄ KOLEŻANCE,KTÓRA ZANIOSŁA PRACĘ DO SEKRETARIATU SZKOŁY,A MY SAMI WYJECHALIŚMY WRAZ Z RODZICAMI DO KRAKOWA NA PIELGRZYMKĘ PAPIESKĄ.NA MIEJSCU MIESZKALIŚMY U MEGO OJCA ZNAJOMEJ DANUTY KUBLIŃSKIEJ.NOC PRZEGALISMY,PRAWIE NIE SPALIŚMY BY NA DRUGI DZIEŃ DOŁĄCZYĆ DO WUJKA WŁODZIA I SPOTKAĆ SIĘ Z RODZICAMI,KIEDY WSPÓLNIE WYSZLIŚMY NA BŁONIA KRAKOWSKIE W CELU WYSLUCHANIA PAPIESKIEJ MSZY.PO WSZYSTKIM WRÓCILIŚMY DO OPOLA.PO POWROCIE Z KRAKOWA CZEKALIŚMY NA UROCZYSTE ZAPROSZENIE NA ZAKOŃCZENIE STUDIÓW PRZEZ MOJEGO NARZECZONEGO,A W MIĘDZYCZASIE CHODZILIŚMY NA SPACERY,DUZO ZE SOBĄ ROZMAWIALIŚMY,NA SPOTKANIA AKADEMICKIE.SPOTYKALIŚMY SIĘ WIECZORAMI NA PROMENADZIE,GDZIE MIELIŚMY SWOJĄ ŁAWECZKĘ,NA KTÓREJ SIEDZIELIŚMY OD 20.00 DO 22.00,PÓŻNIEJ ODPROWADZAŁ MNIE DO DOMU A SAM SZEDL NA STANCJĘ DO PANA LASKOWSKIEGO.NA DRUGI DZIEŃ JA SZŁAM DO PRACY NA POCZCIE,A WE WTORKI SPOTYKALIŚMY SIE W NASZYM OŚRODKU AKADEMICKIM,A PO SPOTKANIU ODPROWADZAŁ MNIE DO DOMU A SAM SZEDL DO SIEBIE.BYŁO TAK AŻ DO MAJA CZYLI DO ROZDANIA INDEKSÓW I ZAKOŃCZENIA STUIUM BIBLIOTEKARSKIEGO PRZEZ MOJEGO NARZECZONEGO.
ROZDZIAŁ IV