Moje życie realne
MOJE ŻYCIE REALNE
2020.05.19
Urodziłam się 14.04.1955r.w Opolu w przeciętnie zamożnej rodzinie.Rodzice byli prawnikami,matka pracowała w trzech zakładach pracy,ojciec co rusz zmieniał pracę,gdyż nie mógł się utrzymać,wywalali go,aż wreszcie dziennikarz Trybuny Opolskiej z którym ojciec był zaprzyjażniony (Chodyniecki) znalazł ojcu pracę w RZSI "Perspektywa",gdzie przepracował do końca swoich dni czyli 18 lat,pobierał również rentę,ale o tym w następnej części mojego opowiadania.Matka była bardzo zapracowana,głowna jej praca to OPRF jako kierowniczka działu administracji,dyrektorem zakładu był Józef Niewiński,praca ta miała pozytywne strony,matka dostawała co miesiąc darmowe bilety(4) do kina i 10 kuponów,z czego ja korzystałam,z nami jeszcze mieszkała babcia czyli matka mojej mamy,mieliśmy również służącą Justynę Orłowską,której ja nie znosiłam,gdyż wszystko donosiła mojej babci:a to,że po przyjściu ze szkoły szłam na podwórko bawić sie a nie prosto do domu,przekazywała to mojej babci,która nie widziała na oczy a ona wówczas mnie wołała przez okno do domu,to co mowiłam jej w domu badż co robiłam wszystko szło do babci,póżniej wieczorem jak ona juz szła do domu,babcia przekazywała te informacje mojej matce,a ta robiła mnie awantury jakby cos się wielkiego stało,że poszłam na podwórko a nie prosto do domu po lekcjach,czasami dostawałam lanie od ojca właśnie za to i to było powodem,żebym ją znienawidziła.Szkoła podstawowa była dla mnie "krzyżem Pańskim" a to dlatego,ponieważ jak się urodziłam dostałam tylko 1 stopień w skali repharta czyli nie zdolna do życia a to oznaczało moją wegetację,o tym wiedzieli moi rodzice i zaraz po urodzeniu rozpowiedzieli wśrod rodziny,że ja jestem nienormalną osobą,ta nienormalnośc polegała na tym,iż cały czas sikałam aż do skończenia szkoły podstawowej i mam słabszą prawą rękę.Dzieci w podstawówce wołały na mnie "śmierdziel",nikt ze mną nie chciał siedziec w ławce lub siedzieli na prośbę wychowawczyni klasy.Stało się tak dlatego,ponieważ moja matka będąc ze mną w ciąży paliła dziennie po 4 paczki papierosów a że była niska to płód szybko od tego sie uzależnił dlatego taka się urodziłam.Matka widząc,że ja mając 2.5 roczku nie chodzę zaprowadziła mnie do lekarki,ta powiedziała żeby mnie uśpić zastrzykiem,gdyż będę "warzywkiem",lecz matka na to się nie zgodziła poszła jeszcze do doktora Palucha,który mnie zbadał i powiedział aby mi dawac do jedzenia gruszki a szybko stanę na nogi,tak też się stało,zaczęłam chodzić.W rodzinie funkcjonowałam jako osoba nienormalna.Zaczęła się moja szkoła podstawowa,klasa I wychowawczynią klasy była pani Wiesława Dylska,prowadziła mnie aż do czwartej klasy.Praca z tą osobą była koszmarna,siedziałam z koleżanką Grażyną Kubalą,w pierwszej klasie,nawet zaprzyjażniliśmy się,po lekcjach chodziłam czasami do niej bądż ona do mnie.Były także ze mną i moje koleżanki z podwórka takie jak:Maria Maliborska,Jadwiga Bilińska,zwłaszcza ta ostatnia rozpowszechniła o mnie nowym koleżankom i kolegom o tym,że sikam no i wiadomo było co za tym poszło mianowicie:wyśmiewanie mnie dlatego,że raz czy dwa razy się posikałam w szkole.Nauka też nie szła mnie najlepiej,nauczycielka Wiesława Dylska mieszkała blisko mnie jak coś w szkole "przeskrobałam" momentalnie dzwoniła do mojej matki do pracy badż pod wieczor przychodziła do nas do domu,a to że wyrywam kartki z zeszytów,a to,że nie umiem tabliczki mnożenia,wpadała do mnie i mnie uczyła,na drugi dzień przepytała przy klasie dając pozytywną ocenę.Lekcje z matką wyglądały tak:po przyjściu ze szkoły troche bawiłam się na podwórku,póżniej matka mnie wołała cos zjadłam i siadała ze mną do lekcji,czego nie umiałam zamiast pomóc biła mnie po twarzy bądż targała za włosy mówiąc "ty tumanie,debilu,dobrze,że dzieci Cie biją itd..".Nigdy nie stanęła w mojej obronie,zawsze ojciec szedł do szkoły jak coś się działo i rozmawiał z wychowawczynią a ta na lekcji tym uczniom tłumaczyła iż tak nie można kogoś traktować to skutkowało na krótki okres potem wszystko wracało a ja się do tego przyzwyczajałam.Wiesława Dylska mojej matce powiedziała,że dlatego ja tak się uczę,gdyż nie mam dobrej pamięci.Zadania szkolne z matematyki matka ze mna przerabiała i rozwiązywaliśmy razem to co było zadane,koleżanki niby takie dobre przychodziły do mnie aby odpisywać zadania żeby nie dostać oceny niedostatecznej,wtedy myślałam,że jak będę im dawać odpisywać "zaskarbię sobie koleżeństwo bądż przyjażń" jakże się myliłam,one odpisywały ode mnie i na tym się ich rola kończyła,zachowanie było takie samo zwłaszcza wtedy kiedy się posikałam,śmiali się,wyśmiewali ze mnie i odsuwały się ode mnie,nie byłam wtedy ich koleżanką.Byłam wtedy mała i nie rozumiałam dlaczego tak się dzieje,sikałam do końca ukończenia szkoły podstawowej.Kończyła się pierwsza klasa,oczywiście otrzymałam promocję do następnej klasy z czego bardzo się ucieszyłam,niestety moja koleżanka Grażyna Kubala została i musiała klasę powtarzać a ja straciłam osobę z którą siedziałam w jednej ławce.Nadeszły wakacje,które niestety spędzilam w domu,rodzice nie mieli urlopu,ja się cieszyłam,że w końcu odpocznę od szkoły i od nauczycielki Wiesławy Dylskiej.Bawiliśmy się na podwórku w chowanego,podchody,w gumę i robiliśmy fikołki na trzepaku.Naucyzłam się grać w nową grę w piaskownicy w noże z koleżankami i kolegami z podwórka.Czas szybko zleciał,czasami chodziłam na spacery po mieście z ojcem,matka mnie się wstydziła dlatego ze mną nie wychodziła.Nadszedł koniec wakacji,mama zawsze dawała mnie pieniądze tydzień przed końcem wakacji na zakup nowych książek i zeszytów,pamiętam,że się stało "w kilometrowych" kolejkach i to jeszcze nie wszystkie podręczniki można było kupić.Nadszedł dzień 1 września 1965r.zaczęła się druga klasa szkoły podstawowej i znowu ta sama nauczycielka Wiesława Dylska i znowu jak zwykle nowe problemy szkolne,a to,że kartki wyrywam z zeszytu,badż jak mnie się chciało pisać,pisałam w zeszycie do języka polskiego długie wersety to nauczycielka powiedziała,żebym kupiła sobie dodatkowy zeszyt i tam pisało jak w brulionie bo zeszyt do polskiego służy tylko do pisania na lekcji bądż odrabiania zadań domowych,które ona zada w domu.Zaczęły się telefony do pracy matki i powtórka z rozrywki,mayka przychodziła po pracy i robiła awantury powoli się do tego przyzwyczaiłam.Nie pamiętam z kim siedziałam w drugiej klasie.Zaczęły tworzyć się grupki kolegów i koleżanek,ja do żadnej grupy nie należałam,czasami bawiłam się z koleżanką Ewą Golą,Barbarą Stokrocką,Elżbietą Sułkowską,Teresą Dudkowską,na przerwach grałyśmy w gumę bądż na podwórku szkolnym w ganianego.Koleżanka Ewa Gola czasami brała ode mnie kupony do kina,dawałam,żeby tylko chciały się ze mną bawić i niby "przyjażnić,czasami odpisywały zadania domowe,które ja z moją matka rozwiązywałyśmy,wtedy byłam ich koleżanką gdy dawałam "coś za coś".Niestety często zdażało mi się na lekcjach po sikać wtedy tak zwana "przyjażń" się kończyła a zaczynała się nienawiśc w stosunku do mnie. Koleżanki i koledzy wołali wtedy na mnie "śmierdziel" i uciekali ode mnie jak najdalej,nikt ze mną nie chciał siedzieć,ale odwalać zadania domowe wtedy byłam najlepsza,gdybym nie dała dostawaliby ocenę niedostateczną z przedmiotu.Najgorsza była moja koleżanka a zarazem sąsiadka z bloku Jadwiga Bilińska,przodowała w pomysłach jakby mnie uziemić w ten sposób abym się w koncu od dzieci odczepiła.Przyszłam kiedyś do niej do domu,tam były dziewczyny z podwórka,gdy szłam po schodach a ona mieszkała na ostatnim piętrze,wyszła na klatkę schodową z wiadrem zimnej wody żeby mnie oblać niby jestem wariatką,takich się polewa zimną wodą.Nie namyślając się długo za przestałam przychodzenia do niej i kumplowania się z nią,ale przyszedł czas kiedy ona sama do mnie przyszła by odpisać zadanie matematyczne,wzięłam się na sposób jej powiedziałam,że nie zrobiłam zadania bo mnie się nie chciało więc odeszła i poszła do szkoły.W szkole oczywiście nie mogła wytrzymać,po skarżyła się oczywiście pani Dylskiej,że ja nie mam zadania odrobionego,pani wzieła mnie żebym pokazała,wstałam więc podałam zeszyt,sprawdziła i postawiła mnie ocene dobrą z rozwiązanego zadania,póżniej wzięła do odpowiedzi ją i niestety zadania nie miała dostała ocenę niedostateczną.Była na mnie wściekła,że ją nabrałam i to że przeze mnie dostała dwójkę.Odgryzłam jej się za to jak mnie potraktowała gdy przyszłam do niej do domu,byliśmy kwita.Druga sprawa koleżanka Maria Maliborska również przychodzila do mnie po zadania,a ja do niej do domu wieczorami gdzie bawiłyśmy się w "dom",nawet wybrałam ksywkę dla niej "róża" a dla Jadwigi "tulipan".Maria Maliborska siedziała z koleżanką Małgorzatą Młyńczyk bardzo dobrą w naukach ścisłych a zwłaszcza matematyki.Po latach okazało się,że została naucyzcielką matematyki,ona nie dawała odwalać zadań sami musieliśmy się męczyć,dobrze,że moja matka też była dobra z matematyki więc ja nie miałam problemu z odrabianiem zadań domowych.Zawsze miałam odrobione.Z języka polskiego byłam dobra,zadania domowe dobre jak i klasówki,nie robiłam błedów ortograficznych.Gorzej mnie szło z rysunkami.Rysunki rysowała mnie matka,ja zanosiłam i dostawałam oceny dobre.Dotarłam tak z klasy drugiej do trzeciej,były wakacje i znowu nigdzie nie wyjechałam,siedziałam w domu,bawiłam się z koleżankami na podwórku,wymyślaliśmy różne gry aby się nie nudzić.W trzeciej klasie znowu wychowawczyni ta sama i znowu rozdzwoniły się telefony do mojej matki do pracy i powtórka z rozrywki,tak jeszcze trwało przez cała czwartą klasę,a na końcu wiedziałam,że i tak otrzymam promocje do następnej klasy.Po wakacjach wróciliśmy do szkoły,zaczęła się klasa piąta i nowa pani wychowawczyni,którą była pani Rutowa,bardzo miło ją wspominam.Odwalanie zadań przez moje koleżanki było nagminne,ale cóż mogłam zrobić,żeby tylko mnie akceptowały i bawiły się ze mną.Nauka szła mnie dobrze,nie miałam zaległości.Najważniejsze,że już więcej nie dzwoniono do mojej matki w mojej sprawie.Tato kiedyś podsłuchał rozmowę,że jestem zagrożona,ze mną poleciał do przewodniczącej klasy pani Paczosy,ta mu naopowiadała kłamstw na mój temat,więc poszliśmy jeszcze do mojej wychowawczyni do domu,która oznajmiła mojemu tacie,że nie ma żadnego zagrożenia i że otrzymam promocję do klasy szóstej i tak się stało.Wróciliśmy do domu oznajmiłam matce,że jak zdam zacznę sama odrabiać lekcje w klasie szóstej.Matka to zaakceptowała.Tym razem na wakacje dwutygodniowe pojechałam z matką do Szczawnicy,w końcu gdzieś wyjechałam.Ośrodek był piękny,dużo zieleni,piękny park,mieszkalismy w wynajętym domku zaraz blisko naszej stołówki,nadmienić muszę,że był to ośrodek gdzie przyjeżdżali same sławy aktorskie,tam poznałam Magdalenę Zawadzką,Danutę Szaflarską,Stanisława Mikulskiego,Adama Zwierza i wielu innych.Ludzie na poziomie,miło się z nimi gawędziło zwłaszcza ze Stanisławem Mikulskim i Adamem Zwierzem,bardzo dowcipni,opowiadali kawały,a Stanisław Mikulski lubił bardzo rozmawiać z moją mamą,powiedziałabym nawet,iż ją podrywał.W Szczawnicy miał również incydent z moim udziałem.Czasami przychodziłam do pokoju Magdaleny Zawadzkiej i Danuty Szaflarskiej,prosiłam je aby mnie kupili lalkę.Obie były piękne,Magdalena Zawadzka była po maturze i wstępnych egzaminach do szkoły teatralnej,cieszyła się,że udało jej się za pierwszym podejściem dostać do szkoły teatralnej.Po obiedzie one zawsze chodziły spać dla regeneracji sił,weszłam do ich pokoju,rozmawiałam o lalce i nie postrzeżenie ukradłam Magdalenie złoty pierścionek,który otrzymała od swego ojca za zdanie egzaminów wstępnych do szkoły teatralnej.Wróciłam z tym pierścionkiem do swego domu i poszłyśmy z matką na wycieczkę w koło Szczawnicy,chodziliśmy po kamieniach,a że pierścionek był za duży w pewnym momencie spadł mnie między kamienie,nie mogłam go znależć.Nadszedł wieczór i pora kolacji w ośrodku,poszliśmy z mamą,do naszego stolika przysiedli sie Adam Zwierz z innym gościem opowiadali kawały a myśmy się śmiali póżniej pożegnali się i wyszli,w jednym momencie dosiadły się do nas Zawadzka i Szaflarska wraz z kierowniczką ośrodka,ja wiedziałam o co chodzi,powiedziały,że ukradłam Magdzie złoty pierścionek,razem z synem kierowniczki poszliśmy na te kamienie aby go znależc.Danuta Szaflarsla go znalazła,a radośc Magdy nie miała granic,mnie matka zaraz ochrzaniła,przeprosiłam i na tym się skończyło.Chodziliśmy z matką wszędzie,zaliczyliśmy Krościenko,Wąwóz Chomole,Zakopane,Górę Giewont oraz codziennie piliśmy wodę z pijalni wód,byliśmy także na dobrym czerwonym winku w tzw."Piekiełku".Właśnie tam po raz pierwszy "zaraziłam się" chodzeniem po górach,matka we mnie to zaszczepiła.Na wczasach było super,a wszystko co dobre szybko się kończy,musiałyśmy wracac do domu,a że jeszcze wakacje trwały ja bawiłam się na podwórku a matka wróciła do pracy.Przed końcem wakacji jak zwykle matka dała mnie kasę abym zakupiła zeszyty i podręczniki szkolne do szóstej klasy.Rozpoczął się nowy rok szkolny a w raz z nim i nowa wychowawczyni klasy,którą była pani Tracz,niestety ta osoba poprostu od samego początku mnie nie trawiła,ona uczyła geografii,z jej przedmiotu miałam pod górkę,gdy byłam zagrożona chodziłam do jej domu i tam zaliczałam przedmiot,na końcu z geografii miałam ocenę dostateczną.W szóstej klasie uczyłam się sama bez pomocy rodziców,a że mnie się nie chciało uczyć,środowisko w klasie było coraz gorsze co wpływało na moje samopoczucie więc nie otrzymałam promocji do klasy siódmej.W domu wrzask,rodzice przyszli z pracy pokaż świadectwo zobaczyli,że nie zdałam,matka kazała ojcu mnie za to dać porzadne lanie,od następnego roku szkolnego znowu zaczęła się nauka z matką.Nowa wychowawczyni w nowej klasie szóstej i nowe koleżanki i koledzy.Wychowawczynią była.p.Jałocha,a czy wiem czy tacy nowi uczniowie,jeden kolega z którym chodziłam to mój sąsiad z dołu,Jerzy Kużniar,Anna Dobrzańska i Elżbieta Sułkowska sąsiadki z sąsiedniego bloku no i Jerzy Mróz kolega,którego ojciec był przyjacielem naszego papieża JPII.koleżanka Krystyna Hlousek,jej ojciec dyrektor Filharmonii Opolskiej wymieniłam te najważniejsze osoby w klasie z którymi miałam większy kontakt w klasie i poza nią.Przychodząc do nowej klasy natrafiłam na spore zmiany kadrowe w nauczaniu poszczególnych przedmiotów i tak: historii uczyła mnie p.Maria Kowalczyk,języka polskiego p.Jałocha,matematyki i fizyki p.Podstolak,j.rosyjskiego p.Koniuszy,inni nauczyciele mniej ważni bo nie odegrali tak dużej roli jak ci których wymieniłam.Może zacznę od początku nowego roku w klasie.Zaczął się nowy rok szkolny a z nim nowe problemy ze strony jednej z nauczycielek p.Kowalczyk nauczycielki historii,która mnie gnębiła za każdym razem na swoich lekcjach.Na początku przychodziła na lekcje dała nowy temat i go omawiała chodząc po klasie z książką czytając z niej temat na tym polegała jej wiedza,a po kilku takich lekcjach brała ucznia na środek klasy zadawała pytania a uczeń odpowiadał a ona sprawdzała z książką czy uczeń dobrze odpowiada,zadawała raptem trzy pytania,nie odpowiedziałeś siadaj ocena niedostateczna,a większość jej lekcji wyglądała na ciągłym opowiadaniu o swoim synu Sławku,a Sławek zrobił to a Sławek zrobił tamto i tak przeleciało pół lekcji na koniec zadała temat do przerobienia w domu a na następną lekcję z niego na środku pytała,styl ten sam stale.Miała u niej fory koleżąnka z którą siedziałam Jolanta Sowińska,ponieważ jej ojciec prowadził cukiernię a ona przychodziła do ich domu i miała wyżerkę za darmo to też Jolanta dostawała ocenę dostateczną.Drugą osobą był nauczyciel matematyk i fizyki p.Podstolak,nie umiałam matematyki to fakt,gdyż nauki ścisłe mnie do wchodziły totez i z matematyki miałam ocenę niedostateczną co pod koniec roku wykorzystała p.Kowalczykowa.Najlepszą nauczycielką okazała się polonistka p.Jałocha,która nauczyła nas samodzielnego myślenia na lekcjach,jej lekcje były super,zadawała pytania myśmy się zgłaszali i na swój sposób,swoim tokiem rozumowania odpowiadaliśmy,prym w tym wodziłam ja,zawsze byłam przygotowana do lekcji,z polskiego miałam ocenę dobrą.Jako moja wychowawczyni często mnie broniła przed uczniami,którzy mnie dokuczali bądż na przerwach nie chcieli się ze mną bawić.Póżniej się okazało,że były to złudzenia,gdyż uczeń mnie dokuczał poszłam do niej się poskarżyć a ona naskoczyła na mnie wtedy zrozumiałam,że i ona mnie nie lubi,udając taką dobrą przed uczniami.Często też zdarzało mnie się na przerwie posikać wtedy miałam u uczniów przerąbane,bicia,wołanie śmierdziel oraz uciekanie ode mnie,wtedy p.Jałocha wysyłała mnie do domu żebym się przebrała,ale na wywiadówce powiedziała o tym moim rodzicom.Zbliżał się koniec roku szkolnego trzeba było wystawiać oceny na koniec,jak zwykle znowu byłam zagrożona z dwóch przedmiotów:z matematyki i z historii no i oczywiście zostałam po raz drugi w szóstej klasie,ale tym razem nie dostałam lania od ojca.Nastały wakacje pojechałam z rodzicami do Jordanowa,przepiękna okolica,stamtąd zwiedzaliśmy dalsze zakątki Jordanowa,wprawdzie do kościółka było daleko,ale chodziliśmy co niedzielę.Trochę kąpalismy się w jeziorku,ale czas szybko zleciał musieliśmy wracac do domu.Reszta wakacji jak zwykle w domu na podwórku z koleżankami.Zbliżał się koniec wakacji ja oczywiście nie kupowałam nowych podręczników tylko same zeszyty.Zaczął się rok szkolny znowu nowe koleżanki,koledzy i nowa pani wychowawczyni,którą była Leokadia Filipowska nauczycielka języka polskiego.Historii jak zwykle uczyła mnie p.Kowalczykowa i znowu miałam z nią problemy.Pozostałe przedmioty szły mi dobrze tylko jak zwykle historia i matematyka kulała,a p.Kowalczykowa na mnie się uwzięla jak matka poszła do niej to usłyszała,że ja się nie nadaję do normalnej szkoły tylko do szkoły specjalnej,po wizycie była ze mna u psychologa,ktora powiedziała,że to nie prawda i że ta pani się na mnie mści żeby mnie wysłac do specjalnej szkoły tylko dlatego,że sikałam w klasie na przerwach,ja się do takiej szkoły nie nadaję gdyż zatraciłabym wszelkie wartości,które w tej szkole zdobyłam,gdybym była nienormalna to i z innych przedmiotów byłabym też zagrożona,taką samą opinię wydała w szkole przed dyrektorką.Matka przy okazji również poszła i do p.Podstolaka,który powiedział "proszę panią ja bym ją przepuścił z matematyki,ale z jednego przedmiotu nie można zostać dlatego i ja się dokładam",mimo próżb matki po raz trzeci zostałam w klasie szóstej, no masakra jak p.Kowalczykowa się nade mną znęcała.Na wakacje pojechałam tym razem z ojcem do Szklarskiej Poręby.Łaziliśmy po górach,oczywiście tato zostawiał mnie samą na całe dnie a sam gdzieś hulał z innymi kobietami i robił zdjecia,które póżniej zamówił u fotografki aby je przesłała do domu.Wakacje minęły,wróciliśmy a ja dalszą część spędzałam na podwórku.Rozpoczął się nowy rok szkolny w siódmej klasie,ci sami nauczyciele przedmiotów i ta sama pani i pan z historii jak i z matematyki.Znowu zagrożona to było ewidentnie robione przez tę panią,ona po opinii psychologa jeszcze bardziej znęcała się nade mną,a rodzice z tym nic nie zrobili.Uczyłam sie z matką i z ojcem,matka uczyła mnie matematyki a ojciec historii a reszty przedmiotów sama sobie powtarzałam i odrabiałam zadania.W klasie był kolega,który miał za długie włosy,nazywał się Aleksander Bujak,na niego nauczyciele uwzięli się,ponieważ on lubił chodzić w długich włosach nie chciał ich ściąć wiec za to został ukarany na końcu roku pozostawiono go na drugi rok w tej samej klasie i musiał kończyć szkołę podstawową w szkole dla dorosłych.Pod koniec roku wyszło,iż p.Kowalczykowa i p.Podstolak dali mnie tym razem poprawkę ze swoich przedmiotów.Przyszły wakacje i cóż całe "spieprzone",inne dzieci bawiły sie na dworze bądż wyjechały na wczasy z rodzicami a ja musiałam zakuwać z dwóch przedmiotów naraz przez całe wakacje.Nadszedł rok szkolny no i egzamin poprawkowy,byłam na tyle sprytna,że wzięłam ze sobą na egzaminy książki z historii i matematyki,wchodząc do klasy p.Kowalczykowa zadała mnie jedno pytanie a ja nie namyślając się długo na ławce otworzyłam sobie książkę,czytając tak jej odpowiedziałam,podziękowała mnie i na tym się poprawka zakończyła,tak samo zrobiłam z matematyki.Ojciec mój stał na korytarzu czekając na werdykt.Po pewnym czasie wyszła p.Koniuszy,tato spytał się czy zdałam potwierdziła kiwając głową.W ten sposób znalazłam się w klasie ósmej.Opowiem w skrócie w tej kalsie również miałam problemy z p.Kowalczykową znowu chciała mnie zostawić,tylko się zawiodła gdyż pytając mnie umiałam i chcąc nie chcąc musiała wystawić ocenę dostateczną.Klasa ósma zakończyła się komersem na którym nie potrafiłam się bawić,płąkałam ponieważ uświadomiłam sobie,że to już ostatnia klasa wkraczamy w dorosłość i więcej w życiu możemy się nie spotkać,co niestety po latach się potwierdziło.W końcu skończyła się szkoła podstawowa,udetchnęłam z ulgą,że już nie będę patrzyła na te wredne gęby nauczycieli i dzieci,którzy w ten sposób mnie traktowali przez całe 10 lat szkoły podstawowej.Pewien etap w moim życiu się zakończył wkraczałam w dorosłośc i sama musiałam zadecydować co chcę robić w życiu i do jakiej szkoły pójść.
NASTĘPNY ETAP W MOIM ŻYCIU
Stanęłam przed wyborem do jakiej mam pójśc szkoły,wybrałam Budowlankę zawód betoniarz-zbrojarz.Skończyły się wakacje,pojechałam do całkiem nowej szkoły,myślałam że mój koszmar się skończył to co było w podstawówce,ale jednak się myliłam,już na rozpoczęciu roku szkolnego w sali gimnastycznej przy odczytywaniu nazwisk przez dyrektora szkoły były problemy. Dyrektor przy odczytaniu mego nazwiska na sali gimnastycznej nastąpiło poruszenia,cała sala ilu tam było uczniów parsknęła gromkim śmiechem,a ja szukałam winnego tego zajścia,długo nie musiałam szukać bo weszłam do klasy w której winowajca siedział,był nim Wiesław Nazarko z którym wcześniej miałam kontakt w szkole podstawowej,od razu wiedziałam,że długo w tej szkole miejsca nie zagrzeję i tak się stało.Przez pół roku znowu zaczęła się moja gehenna,wyzywanie,uciekanie przede mną,nikt nie chciał mieć ze mną praktyk,w ten sposób przetrwałam pół roku i zakończyłam chodzenie do tej szkoły.W klasie był jeszcze jeden kolega kompan Nazarki,Andrzej Gierejkiewicz z którym się spotkam w dorosłym życiu.Tyle mnie widzieli w tej szkole.
KRÓTKA PRZERWA
Po tych szkołach musiałam wziąść wolne na zregenerowanie sił do dalszej mojej nauki w szkole,którą sobie sama wybrałam po roku przerwy.Siedziałam w domu pomagałam rodzicom w gospodarstwie domowym no i bawiłam sie z koleżankami na dworze.W tym czasie miało zajście pewne zdażenie,które przyspieszyło pójście do innej szkoły,mianowicie:Poszłam kiedyś do lekarza z powrotem przechodziłam ulicą na której mieszkał mój znajomy a z którym rodzice jego zabraniali mnie się spotykać.Matka jego mnie przyuważyła i wieczorem przyszła do nas do domu z potworną awanturą jakim prawem ja się spotykam z jej synem,ten przypadek zadecydował o tym iż za długo siedzę juz w domu czas pójśc dalej się kształcić i tak zrobiłam.Wybrałam szkołę Liceum Ogólnokształcące dla Pracujących.
LICEUM OGÓLNOKSZTAŁCĄCE DLA PRACUJĄCYCH
Rozpoczęcie nowego roku szkolnego w nowej szkole odbyło się w auli Liceum,były powitania,przemówienia,lista uczniów i do której klasy każdy był wyznaczony.Mimo,że do szkoły tej chodzili moi dobrzy znajomi jak: sąsiadka z podstawówki i z podwórka Elżbieta i Alicja Sułkowskie,Bożena Badura,Krystyna Hlousek,to nikt mnie opinii nie wyrabiał a wręcz przeciwnie na przerwach rozmawialiśmy na korytarzu,wymienialiśmy się spostrzeżeniami o nauczycielach szkoły.Oczywiście mimo,że szkoła była wieczorowa i dla pracujących (nie musieliśmy pracować) to poziom był ciut zawyżony z nie których przedmiotów tak jak w normalnej szkole.Przykładowo: z języka polskiego którego wykładała p.Maria Dolna i p.Halina Kozera były wymagające więc wzięłam się na sposób robienia ściąg co dawało rezultaty,póżniej nie musiałam ich robić bo zaczęłam porządnie przykładać się do nauki:p.Mieczysław Szpala nauczyciel geografii też nie ustępował,musiało się opanować materiał,p.Nowakowska młoda nauczycielka biologii,u niej nikt na sprawdzianie nie mógł ściągnąć,gdyż miała "oczy dookoła głowy" wyłapywała momentalnie ściągaczy i stawiała oceny niedostateczne,dzięki niej polubiłam biologię,opanowałam ją w stopniu bardzo dobrym,więc nie miałam problemów z klasówkami czy odpowiadaniem przy tablicy.Na klasówkach z tego przedmiotu siedziałam z kolegą któremu często pomagałam pisząc za niego sprawdzian,byliśmy podzieleni na grupy,ja napisałam najpierw swój sprawdzian,póżniej jego a on tylko przepisywał,żeby nie było poznać że kto inny pisze za niego.Biologię miałam w jednym palcu uczyłam się w domu na pamięć poszczególnych rozdziałów ze zrozumieniem,także ze sprawdzianów biologicznych miałam same oceny bardzo dobre co poprawiało mój prestiż wśród uczniów i obalało mit o tym że jestem osobą nienormalną jak inni mnie oceniali z lat szkoły podstawowej.Miła atmosfera w tej szkole i klasie sprawiła,że z ochotą chodziłam do tej szkoły i z ochotą się uczyłam co dawało rezultaty,przechodziłam z klasy do klasy bez najmniejszej potyczki czy zagrożenia ze strony nauczycieli.Szkola jak i uczniowie byli super,gdyż przeważnie to byli ludzie,którzy pracowali i się uczyli na dokuczanie czy wybryki nie mieli czasu i traktowali tę szkołe poważnie,gdyż w wiekszości nich ukończenie szkoły dawały awans w pracy na wyższe stanowiska, bądż pójście po niej na studia wyższe,były też klasy policyjne uzupełniające swoje wykształcenie,więc wszystkim zależało na ukończeniu szkoły.Leciał rok za rokiem,nie którzy mieli problemy z nauką więc rzucali naukę w szkole a co się z nimi dalej działo nie wiedzieliśmy,ale to były odłamy kilka dosłownie osób.Myśmy uczyli się dalej i tak dobrnęliśmy do końca szkoły,aż żal było odchodzić,zgrany zespół,czułam się naprawdę dobrze.Matury zdawaliśmy,póżniej nasze drogi się rozeszły,niektórych spotykam do dzisiaj.W ten sposób zakończyła się moja edukacja szkolna,szkoda tylko,że nie trwała dłużej bo naprawdę z ochotą się chodziło do tej szkoły.Nie ktorzy nauczyciele już nie żyją,ale cóż taka kolej rzeczy i nic na to nie poradzimy.Po ukończeniu tej szkoły zdobyłam wykształcenie średnie mogłam iśc do pracy bądż podjąć studia,wybrałam pracę i w ten sposób zakończyła się moja cała edukacja szkolna.Weszłam w prawdziwe dorosłe życie.
MOJE DOROSŁE ŻYCIE CZYLI: PRACA,KLASZTOR,ŻYCIE W OŚRODKU AKADEMICKIM,POZNANIE MOJEGO PRZYSZŁEGO MĘŻA
MOJE DOROSŁE ŻYCIE CZYLI: PRACA
Po ukończeniu szkoły średniej poszłam do pierwszej mojej pracy,którą była księgarnia.Kierownikiem księgarni był p.Jackiewicz,który miał pod sobą sporo młodych dziewczyn na fromcie i na zapleczu.Mnie przydzielono na zaplecze do pisania adresów na kopertach i do wysyłek książek,które zamawiali klienci,a na froncie byli Elżbieta Szewczyk,Mirosława Droś,Wanda,Henryk Gradkowski i kierownik,oni tam sprzedawali.Byłam powolna gdyż mam niepelnosprawną prawą rękę dlatego powoli adresowałam koperty co nie spodobało się kierownikowi,zawsze robił mnie jakieś uwagi,a że tam pracowała Elżbieta Szewczyk znająca mnie poprzez swoją matkę,która jej opowiedziała iż jestem nienormalną osobą wiec wraz z drugą koleżanką Jolą robiły ze mne pośmiewisko wobec całej kadry w księgarni,nie miałam łatwego życia,czasami odechciewało mnie się pracować,za nią poszli i inni wtórując im dokuczali mnie a kierownik nic sobie z tego nie robił nawet nie zwrócił im uwagi na ich zachowanie.Mimo tego traktowania zaprzyjażniłam się tam z koleżanką Mirosławą Droś nawet zaprosiła mnie do swego mieszkania żebym mogła lepiej poznać jej rodzinę,to było miłe.Kiedyś czara goryczy się przelała i kierownik wziął mnie oraz koleżankę Różę abyśmy obie pakowały koperty na czas,niestety ona wygrała bo byłam za powolna co dyskwalifikowało mnie z dalszej pracy w tej księgarni a kierownik zrobił to celowo żeby mnie "wysiudać" za namową Elżbiety Szewczyk bo kto chce w swoim gronie jak ona twierdziła osobę umysłowo chorą.Nadszedł dzień 1 kwietnia (prima aprilis) przyszliśmy do pracy na godzinę ósmą rano i stoimy pod drzwiami,gdyż kierownik się spóżniał nigdy przedtem tego nie robił,dość długo czekaliśmy myśleliśmy,że zrobił nam taki kawał bo to przecież był prima aprilis ale niestety,po godzinie wpadł jego syn z kluczami oznajmiając,że tata jest w ciężkim stanie do stał wylewu i jest w szpitalu.Pomyślałam wtedy,iż to kara za znęcanie się nade mną,nawet się z tego cieszyłam.Rządy w księgarni tymczasowo objął Henryk Gratkowski a ja i tak byłam na wylocie.Do końca kwietnia przepracowałam póżniej musiałam sobie szukać nowej pracy,tak skończyłam pierwszą w życiu swoją zawodową karierę,ale przyjażń z Mirką pozostała do dzisiaj.
Następną moją pracą jaką znalazłam była Polska Poczta,najpierw na stanowisku telefonicznym przez kilka miesięcy póżniej dostałam propozycję przejścia na halę maszyn jako maszynistka biurowa.Dyrektorem przedsiębiorstwa był Jerzy Pitas,jego zastępcą Ferdynand Weber,który również nadzorował moją pracę,a moim bezpośrednim kierownikiem był p.Miękisiak jego zastępcą p.Izydora Bujak,której większośc nie znosiła,gdyż prawie nie pracowała tylko chodziła do koleżanek i tam razem przez pół dnia plotkowały czasami wpadała sprawdzała co robimy i znikała.Tak płynął dzień po dniu.Pracując na poczcie jednocześnie wieczorami co wtorek chodziłam do Ośrodka Akademickiego oo.Jezuitów,tam najpierw była Msza św.póżniej spotykaliśmy się w salce na rozmowach i wspólnym śpiewaniu przy kawce,grupę prowadził O.Czaplak,była to grupa składająca się ze studentów naszych opolskich uczelni.Było super,poznałam fajne osoby myślac o tym aby sobie znależć jakiegoś chłopaka z którym mogłabym spędzić resztę swego życia.Z O.Czaplakiem jeżdziliśmy na zgrupowania(pielgrzymki) do Częstochowy,mieliśmy swój punkt wypadowy w tym mieście i tak nam życie płynęło aż do momentu kiedy to pewnego razu do ośrodka zawitał przystojny chłopak o imieniu Henryk zagadałam do niego nawet miło się nam rozmawiało i w pewnym momencie powiedziałam mu aby zjawił się w ośrodku w następny wtorek a było to w dniu 20 lutego 1979r.kiedy go ujrzałam pierwszy raz,mówiąc mu,iż jak przyjdzie w dniu 27 luty 1979 to coś ważnego mu powiem.Dalej pracowalam na poczcie chodząc do tego ośrodka.
Przez całą noc myślałam o nim i co mu takiego chcę powiedzieć,dni od tego momentu ciągnęły się w nieskończoność,aż w końcu nadszedł dzień 27 lutego 1979r.,po pracy pędziłam do ośrodka jak na skrzydłach tylko żeby go tam spotkać (przyjdzie nie przyjdzie) w końcu zjawił się,porozmawialiśmy i około 21.00 wyszliśmy na wieczorny spacer.Zaproponowałam mu chodzenie ze sobą,przystał na to i umówiliśmy się na niedzielę w restauracji "Pod Pająkiem" w rynku na godzinę piętnastą.Przyszłam pierwsza czekając na niego,zbliżała się godzina piętnasta a jego nie było,pięć minut po wyszłam na potykając się na niego,powiedział,że nie zna dobrze Opola więc błądził,całe szczęście że wpadliśmy na siebie,wróciliśmy z powrotem do restauracji,on zaczął mnie opowiadać o sobie,mieszka w Juchnowcu Kościelnym ma rodzeństwo siostrę i brata oraz rodziców a do Opola przyjechał studiować bibliotekarstwo i w tym roku kończy szkołę a mieszka na stancji u p.Laskowskiego (słowem ubogi student)wraz z kolegą Bernardem chorym na schizofrenię.Jeszcze trochę porozmawialiśmy póżniej się rozstaliśmy umawiając się na wtorek w Ośrodku Akademickim.Wróciłam do domu zastanawiając się czemu nie sprobować a może z tej znajomości coś się więcej "urodzi",jest całkiem przystojnym chłopakiem,mądrym i zaradnym.Daliśmy sobie szansę,na początku spotykaliśmy się tylko we wtorki póżniej były długie spacery na promenadzie mieliśmy swoją ławeczkę gdzie zawsze o dwodziestej tam siadaliśmy i mówiliśmy sobie miłe słowa typu ja byłam jego "białą myszką" a on był moim "kocurkiem".Lubiliśmy tę swoją laweczkę,jak mnie czule obejmował,przytulał do serca,zapalił pierwszego w swoim życiu papierosa całując mnie namiętnie,i tak nam leciał ten nie zapomniany czas.Dni mijały ja nadal pracowałam na poczcie a on prawie kończył studia prosząc mnie abym mu napisała pracę obronną oczywiście to zrobiłam,a że mieszkał na stancji po skończeniu studiów nie miał gdzie się podziać,postanowiłam przedstawić go moim rodzicom jako mojego narzeczonego,to było tuż przed przyjazdem do Krakowa na pielgrzymkę naszego papieża Jana PawłaII.W niedziełę umówiłam go na obiad u mnie w domu i bliższe poznanie się z moimi rodzicami.Przed poznaniem opowiedziałam mu swoją historię,że zaraz po skończeniu szkoły wstąpiłam do klasztoru Elżbietanek w Nysie,nie byłam tam długo,gdyż miałam inne wyobrażenie o siostrach zakonnych a co innego pokazała rzeczywistość.W skrócie po kilku burzliwych awanturach wystąpiłam z klasztoru uznając że to nie dla mnie,tak sobie opowiadaliśmy o sobie i swoichb rodzinach poznając się bliżej.Nadeszła niedziela moj "kocurek" odświętnie ubrany przyszedł do nas na obiad poznając moich rodziców,wszystko było dobrze,matka z nim rozmawiała a on odpowiadał w skrócie o swoim życiu.Pożegnał się dziękując za obiad i wyszliśmy na spacer.Po powrocie do domu matka przystąpiła do ataku na niego"zobacz jakie on ma oczy,on mnie się nie podoba a Ty z takim chcesz ułożyć sobie życie" odpowiedziałam "ileż mam czekać miałam tylu chlopaków i wszystko nie wypalało a przynajmniej Heniek mnie chce i chce się ze mną ożenić" na tym było koniec dyskusji.Moja matka zawsze dążyła do po kiereszowania mnie moich planów życiowych,we wszystkim miałam jej słuchać jak ta "mała dziewczynka" ale te czasy się skończyły to ja decydowałam o swoim życiu nikt inny.Konczył sie rok akademicki,napisałam mu pracę na maszynie on ją oddał i elegancko obronił,zbliżały się wakacje,on zaproponował mnie wyjazd do swoich rodziców w celu bliższego ich poznania,a że pracowałam to wzięłam 5-cio dniowy bezpłatny urlop i pojechaliśmy razem do Juchnowca pod Białystok.Rodzice Heńka to prości serdeczni ludzie,przywitali mnie rozmawialiśmy o naszej wspólnej przyszlości,brat i siostra tez są w porządku,zwiedzaliśmy trochę miasto Białystok,wypoczęłam było naprawdę super,ale czas wizyty się kończył musieliśmy wracać do swoich zajęć.Po przyjeżdzie do Opola Heniek obronił pracę tym samym zakończył studia,daliśmy na zapowiedzi oczywiście moja matka była z tego nie zadowolona ale to ja decydowałam na szczęście nie ona.Po zapowiedziach roboty w domu ruszyły "wielką parą" znaczy,malowanie kuchni,kupowanie ślubnej sukni a dla niego garnituru,matka w prezencie dała mnie 4000zł na zakup futer na zimę dla mnie i dla niego.Heniek do czasu ślubu mieszkał na stancji u p.Laskowskiego.Prawie kończylismy malowanie kuchni,a my po pracy zajęliśmy się wysyłaniem zaproszeń ślubnych do naszych rodzin i nie zbędnymi zakupami związanymi ze ślubem i dalszym mieszkaniem razem.Heniek skończył studia znalazłam mu prace na poczcie w dziale technicznym,tam wpadł pod fatalnego kierownika,który sprawdzał go za każdym razem.Daliśmy też znać zakładowi pracy że bierzemy ślub,oczywiście część ludzi złożyło nam się na prezent ślubny.Wszystko było zamknięte na ostatni guzik,ślub odbył się 20 pażdziernika 1979r.przybyli goście z jego strony rodzice,siostra, z mojej rodzice,ciotki,koleżanki i koledzy,przygrywała nam orkiestra w składzie czterech osób z Ośrodka Akademickiego,wszystko razem nas wyniosło 800zł najskromniej tyle mogliśmy przeznaczyć na zabawę weselną,a bawiliśmy się od godziny czternastej do dwudziestejtrzeciej,pózniej towarzystwo rozjechało się do domów oczywiście poprawin nie było gdyż moja matka się na to nie zgodziła.Myśmy nocowali w hotelu.W mieszkaniu dla nas wybraliśmy duży pokój dlatego iż w przyszłości pomyślałam o dziecku,zebyśmy się w trójkę w nim zmieścili.Emocje opadły wróciliśmy do szarej rzeczywistości znaczy praca,dom,zakupy,a czasami spacery.Narazie matka się do nas nie wtrącała sami uwijaliśmy swoje gniazdko bez niczyjej pomocy.Pierwsze moje i jego święta Bożego Narodzenia jako mężatki i męża upłynęły w miłej atmosferze,pomagaliśmy przed świętami sprzątać,robić zakupy no i przyrzadzać razem potrawy wigilijne.Zbliżał się listopad,kiedy Heńka wywalili z pracy na poczcie bo nie dawał sobie rady,polceciałby w pażdzierniku,ale kierownik zrobił mu prezent ślubny przedłużył pracę o miesiąc,w grudniu ja zakończyłam pracę na poczcie.Heńkowi poszukałam pracy na PKP jako bibliotekarz po zawodzie ktory się uczył.Zbliżały się wakacje,zaplanowaliśmy,że spędzimy go razem na pierwszych wczasach jako małżonkowie.Pojechaliśmy na dwa tygodnie do Piwnicznej,tam były zabawy,wieczorek zapoznawczy poznaliśmy się ze starszym małżeństwem też Marią i Henrykiem Białasowie mieszkającymi w Katowicach,trzymaliśmy się cały czas razem.Chodziliśmy na wycieczki organizowane przez ośrodek bądż indywidualne,Heńkowi nie podobało się jedno,że na czas trzeba było schodzić na sniadania,obiady i kolacje.Doszliśmy więc do wniosku,iż nigdy razem więcej nie pojedziemy razem na takie wakacje.Był rok 1981 ja wówczas pracowałam w Spółdzielni WSS Społem najpierw jako maszynistka u dyrektora Zawady,póżniej go zdjęli ze stanowiska na jego miejsce przyszedł dyrektor Żółtański i zmienił się również i mój status pracowniczy na kontrolera w dziale reglamentacji pod przewodnictwem p.Podedwornej,która mnie szczególnie nie lubiła i robiła wszystko aby się mnie pozbyć z działu,doszło do tego pod koniec grudnia 1981r.Pracując tam miałam również korzyści z tego:mianowicie:mięso bez kolejek,wchodziłam do sklepu i dostawałam spod lady najlesze kawałki mięsa oraz kiełbas nie musiałam stać w kolejce jak inni w tym okresie.Zakończyłam pracę w grudniu 1981r.,póżniej poszukałam pracy w Wojewódzkim Przedsiębiorstwie Wodociągów i Kanalizacji.Bezpośrednim dyrektorem był p.Domański,tam pracowałam jako maszynistka.Było dobrze przez piwerwszych kilka miesięcy dopóki nie spotkałam tam Andrzeja Sławka,mego sąsiada z podwórka,który odrazu kierowniczce powiedział kim jestem i to zaważyło na dalszej mojej pracy w tym przedsiębiorstwie,od tamtej pory kierowniczka Janaszowa zaczęła na mnie inaczej patrząc,a ja w lutym nie dostałam okresu nie wiedziałam co jest za to dużo jadłam,Heniek powiedział mnie abym poszła do ginekologa,tak uczyniłam,ginekolog sprawdziła i powiedziała mnie zebym zglosiła sie w marcu wtedy będzie już coś widać,a teraz jeszcze nic nie może stwierdzić.Zbliżał się marzec,dzień kobiet wtedy to udałam się jeszcze raz do ginekologa,która potwierdziła moją ciążę i otrzymałam kartę ciąży,byłam w niebowzięta.Przyszłam do domu i obwieściłam wszystkim radosną wiadomość,zaczęło się sprzątanie naszego pokoju oraz kupowanie dla dziecka łóżeczka,nocnika,pieluch i ubranek,powoli zaczęłam szykować wyprawkę.Mój mąż Henryk chętnie mnie we wszystkim pomagał.Nastał maj 1982r.a wcześniej złożyłam wniosek do sanatorium,otrzymałam odpowiedż,iż 3 maja wyjeżdżam do Szczawnicy na trzy tygodnie.Wzięłam trzytygodniowy urlop bezpłatny i pojechałam razem z ojcem do Szczawnicy.Po przyjeżdzie dali mnie pokój z trzema paniami.Rozpakowałam się i zajęłam swoje łóżko,pożniej zaczęły przychodzić następne panie,tak dotrwalłyśmy do kolacji.Po kolacji poszłam się przejść,gdyż znałam to miejsce wcześniej,sama wybrałam się na pierwszy od lat w tej miejscowosci na spacer,póżniej wróciłam na nocleg do pokoju.Życie w sanatorium miałam urozmaicone,codziennie były wycieczki a wieczorami o godzinie 20.00 jeżdziliśmy dorożką do wąwozu Homole na cygańskie zabawy i tańce.Pod koniec turnusu przyjechał do mnie mąż Heniek i razem zwiedzaliśmy Szczawnicę.Chodziliśmy również do pijalni wód oraz robiliśmy zdjęcia pamiątkowe.Czas było wracać do rzeczywistości.Wróciłam po sanatorium do pracy w Wodociągach,ze stanowiska maszynistki przeniesiono mnie na stanowisko telefonistki,radca prawna załatwiła tak,że pracowałam do dnia porodu a póżniej wyrzucona zostałam na bruk,po macieżyńskim musiałam sobie szukać nowej pracy.Na szczęście z tym nie było problemu,gdyż dawniej w firmie czyli w Okregowym Przedsiębiorstwie Rozpowszechniania Filmów pracowała na stanowisku kierowniczym moja matka przez koleżankę matki załatwiłam sobie pracę jako maszynistka w OPRF na okres czterech lat.Gdy urodził się syn Adam miałam trochę problemów,nie chciał jeść,spać i często zapadał na zapalenie ucha.Miał również transfuzję krwi z powodu anemii,dopiero po półtora roku po urodzeniu zaczął jeść i przysypiać całe noce.Pracując w OPRF byłam szczęśliwa,że mam pracę.Życie toczyło się dalej,niestety stan ten nie trwał długo popsuty przez moją matkę,która do wszystkiego musiała dokładać swoje trzy grosze.Przychodziliśmy z pracy i zamiast odpocząć to musieliśmy wysłuchiwać jej awantur,podczas naszej nieobecności szperała w naszych rzeczach(korenspondencji)a póżniej nam robiła awantury z tego powodu,tak było prawie dzień w dzień,ileż można to znosić,poprostu nie dało się dłużej.Po takiej kolejnej awanturze Heniek nie wytrzymał i powiedział,że jest zmuszony odejść do hotelu a jeszcze wcześniej zaplanowaliśmy sobie drugie dziecko.Niestety ja poroniłam a matka nadal urzadzała awantury więc Heniek spakował się i poszedł mieszkać do hotelu przyzakladowego.Mieszkał tam przez miesiąc,póżniej spotkaliśmy się i namówiłam go na powrót do domu.Niestety szczęście nie trwało długo,gdyż Heniek zamieszkał trzy dni póżniej się ode mnie wyprowadził na stałe do hotelu a za jakiś czas otrzymał kawalerkę zakładową do której się przeniósł.Utrzymywaliśmy ze sobą dobre stosunki,do momentu kiedy odkryłam,że Heniek jest geyem czyli lubi facetów a rodzinę założył po to aby się sprawdzić.Wystąpiłam o rozwód który otrzymałam i wtedy się zaczęła nagonka na mnie z jego strony.Byłam u niego osobą nienormalną,gdzie ogłosił swojej rodzinie oraz dwóm pracownikom w jego zakładzie pracy.Nabuntował również swego brata przeciwko mnie.Nie mówiąc juz o swoim synie,ktorego również buntował przeciwko matce,od tamtej pory syn mnie nienawidzi,nie ma dla mnie żadnego szacunku,wyzywa mnie a nawet raz uderzył,tak jest do dnia dzisiejszego.
ŚMIERĆ MATKI I NAMÓWIENIE MEGO MĘŻA NA POWRÓT DO MEGO MIESZKANIA
Matka przed śmiercią powiedziała mnie że po wszystkich śmiertelnych przypadkach w mojej rodzinie teraz na mnie kolej,Adam jest dorosły,mądry i sam da sobie radę.Słowa te niestety obróciły się przeciwko niej,gdyż gotując kompot nie płukając salaterki gdzie go miała przelać bezpośrednio wlała do niej,salaterka pękła i caly kompot wrzątek wylał się na jej nogi,z bólu jęczała,nie mogła ustać,kupowałam ma sci aby smarowała bo do lekarza nie chciała pójść,trochę podleczyła rany ale to za mało,w ostatnim stadium leżała w łóżku powoli zaczęla tracić przytomność badz budzić się gdy ją zawołałam.Wiedziałam co się święci i po nocy poszłam zamówić wizytę lekarską do domu,o godzinie 14.00 przybyła dr.Beker zobaczyła jej stan odrazu skierowała ją do szpitala.Sanitariusze znieślija na podwórko do karetki,już na dworze dostała zawału.Pani doktor prędko zadzwoniła po pomoc dr.Ojedę aby ją ratował,udało sie przywrócić akcję serca i pojechała do szpitala na Witosa bo ten szpital akurat miał dyżur,a tam już odpowiednio się ją zajęli.Myśmy z Adamem regularnie przyjeżdżaliśmy w odwiedziny,leżała na OIOM-IE czyli na oddziale intensywnej terapii.Wyglądała bardzo żle ale była przytomna i rozmawiała z nami.Powiedzieliśmy jej że Adam zdał do III klasy zawodówki,bardzo się ucieszyła.Liczyliśmy się z tym,że to już jest jej koniec.Rzeczywiście koniec nastąpił 16 lipca 1999r.Po pogrzebie przyszedł do nas Heniek zaproponowałam mu zamieszkanie u nas,ale on nie chciał,wolał swoich panów do których regularnie wyjeżdżał nabawiając się HIV o którym dowiedzieliśmy się dużo póżniej.Nie chciał zamieszkać to była jego decyzja,był dorosły robił co uważał za słuszne.Gdyby do nas wrócił może i by żył nadal a tak w jego organizmie rozwijała się choroba póżno stwierdzona i nie było już ratunku na uzdrowienie.Heniek zmarł 27 lutego 2014r. w dniu w którym my 35 lat wcześniej zostaliśmy parą narzeczonych.W sumie byliśmy razem bo do nas codziennie przychodził tylko na noc wracał do siebie a w weekendy i urlopie jechał do swoich panów w Polsce bądż zagranicą.Robił nawet sobie z nimi zdjęcia.Po śmierci Heńka zostaliśmy sami do czasu aż syn Adam nie przyprowadził swojej dziewczyny,która zamieszkała po pewnym czasie z nami (żałuję tej decyzji,gdyż do tej pory nie możemy się porozumieć).Iza bo tak ma na imię wybranka syna ma swoje fochy,jest alkoholiczką jak i rownież jej cała rodzina,egoistką i złodziejką.Przychodząc do nas zaczęła swoje rzady w moim mieszkaniu.Cchciała mną dyrygować,ale się nie dałam,jak brakowało mnie kasy nie miałam co jeśc wtedy ona gotowała obiady dla siebie i Adama a ja głodowałam,nawet chleb przede mna chowała,żebym nie mogła zjeśc.Nie długo koniec jej rzadów,gdyż poznałam super faceta zamieszkamy razem kupując osobne mieszkanie więć w końcu sie od niej odseparujemy.
MOJE NOWE ŻYCIE W WIEKU 65 LAT
Dostałam jakby nowe drugie życie od Pana Boga,bowiem zakochał się we mnie facet mający 50 lat i oświadczył mnie się,otrzymałam od niego pierścionek zaręczynowy,a 2020.07.10 bedzie u mnie na stałe.Planujemy jednak nie kupować kawalerki tylko wyremontowac łazienkę oraz nasz pokój z nowymi meblami.Przyjedzie i będziemy załatwiać sprawy związane najpierw z załatwieniem daty ślubu w USC oraz w parafii a póżniej szukać restauracji oraz hotelu dla gości,potem wypisywać zaproszenia i je wysyłać a przedtem szybki remont pokoju.Ja pierdole ale mnie sie trafił facet,dobrze ze w porę rozszyfrowalam,on tylko chce sie ze mna pieprzyc na ostro,nie zamierza zwiedzac Opola,bo się mnie wstydzi,były kryminalista siedzący w domu resocjalizacyjnym,to po co mnie tak facet,dobrze,że się w porę zorientowałam.Zobaczymy co jutro wyniknie.
Po kilku miesiącach odezwał sie do mnie Mirek leżący w szpitalu po wypadku samochodowym,zdeżył sie z tirem ma pewnie połamane ręce,na szczęście chodzi,pisał,że mnie kocha i o mnie myśli,nie wiem jeszcze czy dam mu drugą szansę.Leżąc w szpitalu tęskni się za bliskimi apo wyściu różnie to bywa,zastanowię sie nad tym,a narazie wyjeżdżam na 3 miesiące do pracy w Niemczech,do staruszki 92-letniej,zaboaczymy jak będzie,zarobię tam na początek 1.200 euro.To narazie tyle,a nad Mirkiem sie zastanowię.Niestety z Mirkiem juz nie będę,okazało się,że to fałszywy kłamca,co innego pisze a co innego robi,wiec zakończyłam tę znajomość.
Od nowego roku jak tylko otrzymam podwyższenie emerytury biorę się za siebie żeby jakoś poprawić swój wygląd i może wtedy ktoś się mną zainteresuje bo jak dotychczas marnie to wygląda.Nawet obrzydliwy i brzydki niepełnosprawny człowiek mnie nie chce z powodu wyglądu,jakby to miało w wieku 65 i 64 jakieś znaczenie,on też za kilka lat będzie wygladał gorzej niż teraz,ale to jego sprawa,ja zadbam o siebie w marcu przyszłego roku.Teraz choruje,urosł mnie guzek na zebrze pod prawą piersią,który bardzo dokucza,mam stan podgorączkowy,nie mogę sie przewracać na boki tak boli oraz kaszleć,pójdę do lekarza,który napewno da mnie na prześwietlenie a jak sie nie dodzwonię to sama pójdę na SOR w celu przebadania.